fbpx barents.blog | Tien-szan

Tien-szan: niebiański trekking

Niebiańskie mogą być różne rzeczy, ale dopiero w Kirgistanie odkrywamy pełnię tych słów.

Tien-szan - Góry Niebiańskie, nie można znaleźć lepszego określenia na to, co możemy tam znaleźć. Począwszy od oszałamiających widoków, poprzez fascynujące kolory, na ciszy i spokoju kończąc. Taki właśnie, w dwóch słowach jest trekking w Tien-szanie - niebiańsko niesamowity!

Jezioro Ala Kol. Widok w jedną stronę... © Ola&Piter, Barents.pl
Jezioro Ala Kol. ...na wprost... © Ola&Piter, Barents.pl
Jezioro Ala Kol. ... I widok w drugą stronę... © Ola&Piter, Barents.pl

Jak przystało na tamtejsze strony wszystko zaczęło się od delikatnego rozgardiaszu. Bynajmniej nie my go wywołaliśmy. Bagaże nie przyleciały tym samym samolotem co ludzie… Ale co to dla nas? Sasza, kierowca auta “bagażowego“ został by je odebrać, a my pomknęliśmy ku granicy kirgiskiej. To było najlepsze wyjście, ponieważ, można ją przekroczyć tylko do 17-tej. Po drodze szybki stop na najprawdopodobniej najlepsze baranie szaszłyki w Kazachstanie. A barany będą nam towarzyszyć na tej wyprawie w ilościach iście hurtowych - w absolutnie każdej postaci! Kirgiską przygodę zaczynamy w Karakoł (dawne Przewalskie) - miasteczku na pozór nijakim, ale jak trochę w nie wsiąknąć jakże urokliwym. Następnego dnia zwiedzanie, wyprawa na rynek, ostateczny przepak i ruszamy w góry (choć już jesteśmy na poziomie najwyższych beskidzkich szczytów). Po drodze jednak wizyta (takie kulturowe must be) w muzeum Przewalskiego - tak, tego od konia. Wielkiego rosyjskiego eksploratora. Po wyjściu z muzeum czujemy się mali w swoich odkrywczych zapędach, ale jednak jedziemy w stronę Dżeti Oguz, skąd wyruszmy na przygodę z trekkingiem.

Trekking w Kirgistanie w relacji Oli i Pitera, pilotów Barents.pl
Trekking w Kirgistanie w relacji Oli i Pitera, pilotów Barents.pl
Trekking w Kirgistanie w relacji Oli i Pitera, pilotów Barents.pl

Po nocy w jurtach, a należy tu wspomnieć, że jest to bardzo ciekawe przeżycie, dołączają do nas nasi porterzy i kucharz. Od tej pory jesteśmy zdani sami na siebie i na nich - Dungan, Kirgizów, Rosjan, Tatarów i Ujgurów. Jest to taki miks, który odzwierciedla skład narodowościowy Kirgistanu. Chłopcy są wręcz niesamowici - raz że dźwigają nasze rzeczy, jedzenie i wyposażenie kuchni, to jeszcze są bardzo pomocni i pozytywni. Język jest delikatną przeszkodą, ale z naszą (przewodników) i koniaku, pomocą wywiązują się dyskusje, a z czasem przyjaźnie. Nasza grupa też się szybko integruje. Czas bez telefonu i internetu spędzony na rozmowach w mojej ocenie jest bezcenny! Pogoda nie zawsze rozpieszcza, ale wszyscy dają radę. Nawet jak ktoś niekoniecznie radzi sobie z postawieniem namiotu, bo na przykład jest nowy albo wiatr płata figle, to reszta pomaga i wspólnymi siłami, nawet w czasie mżawki, nasz “alp lager” staje w bardzo szybkim czasie. Zawsze zresztą porterzy przybywają na miejsce biwaku pierwsi (choć grupa sportowa parę razy próbowała się z nimi ścigać, jak możecie się domyślić - bezskutecznie) i rozkłada duży namiot - kuchnię. Kuchnia służy nam za schronienie przed deszczem, a na czas posiłków - jeśli pogoda nie jest wystarczająco dobra - jako jadalnia. Rozkładanie namiotów, zwijanie ich, oraz posiłki to przyjemna rutyna, ale reszta to przygoda.

Jeden z naszych porterów. Nie do dogonienia na szlaku :-) Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Nocleg w jurtach. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Obozowisko w trakcie trekkingu. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Obozowisko przy Ala Kul. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Na kolacje do Dastana, trekkingowego przewodnika i kucharza. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Kolacja w jurcie. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl

Zaskakujące zmiany krajobrazów, pogody, a również nastrojów. My jako przewodnicy staramy się dostosowywać tempo marszu do umiejętności grupy. Zazwyczaj są “sportowcy”, którzy z Olą na czele idą szybciej. Z tyłu zakładamy tak zwany “sztab” gdzie zasłużeni generałowie ekspedycji razem ze mną spokojnie, wolniej ale dumnie zamykają pochód. Tu nie ma popędzania, pohukiwania, każdy idzie na tyle ile może. I nawet babcia Aleksandra, w wieku powiedzmy stanowczo ponad osiemnastkę, podziwiając lokalną florę, a także dzieląc się z nami tajemną wiedzą botaniczną prze do przodu i nie odpuszcza. Podejrzewamy zresztą, że babcia Aleksandra jest szeptuchą, a co najmniej domorosłą zielarką. Nie sposób zresztą wymienić osobowości - wyszło by kilkanaście stron tekstu. Zawiązują się grupy dyskusyjne, rozmowy ciągną się długimi godzinami i w fantastycznej scenerii czas mija szybko, jak się okazuje dla większości za szybko!

W trasie. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Kolory Ala Kul. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Potęga Tien-szanu. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl

Ach jak się chce wracać w Tien-szan! Do tego błogostanu, poczucia wolności, a jednocześnie małości wobec natury. No właśnie. Jeśli można określić Góry Niebiańskie innym, bardziej przyziemnym słowem, to będzie to: PRZESTRZEŃ. Nasze ukochane Tatry są piękne, bywają wymagające, no powiedzmy sobie szczerze - łatwe nie są. Ale tej przestrzeni dosłownej - w formie ogromnych dolin, wysokich przełęczy i szczytów jak i w przenośni - braku ludzi to u nas nie ma. Wielu uczestników powtarzało, że ta wycieczka, z tym brakiem zasięgu komórkowego, z odcięciem się od tłumów, od spraw codziennych i zejście do prymitywnego poziomu biwakowania to idealne ładowanie baterii. Niemalże wyczuwalnie można dostrzec, że ludzie czerpią moc z przyrody, z przestrzeni właśnie.

W trasie - dolinami i ku szczytom. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Wodę podczas trekkingu czerpiemy z krystalicznych potoków. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
"Mała" dolinka w trasie. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl

Wieczorem, jeśli tylko jest choć parę gałęzi (nie zawsze suchych) staramy się rozpalać ognisko, a jeśli drewna jest więcej, no cóż ognisko bywa ogromne… Po trudach dnia przychodzi relaks, a że nie ma czym zapychać sobie mózgów, bo nie ma przecież internetu, to przychodzi czas na integrację, rozmowy, podlane lokalnym - a jakże - koniaczkiem! Mimo wysokości i niewygód namiotowych sypia się bosko, nawet wtedy gdy krowa ochoczo chce przetestować wytrzymałość odciągów. O spanie czasem trzeba jednak zawalczyć. Sytuacja, którą zapamiętamy na długo, pod tytułem: człowiek rozstawia, a Pan Bóg namioty unosi... A było to tak: Nagle Krzysiek biegnie do nas z krzykiem, że mamy jeden namiot mniej. Zabrzmiało to co najmniej enigmatycznie, no i trochę strasznie. Okazało się, że podczas rozstawiania, właściciele troszkę niefrasobliwie zostawili namiot nieprzypięty do podłoża. No i zawiało, namiot pofrunął wprost do potoku, a raczej górskiej rwącej rzeki. Właściciel ruszył w pogoń i już gotowy był wskoczyć do wody, ale (na szczęście, bo mógłby się mocno poobijać) wywrócił się jeszcze na starcie. Poderwani okrzykami porterzy, którzy akurat gotowali opodal strawę na ognisku, niczym ratownicy w “Słonecznym Patrolurzucili się na pomoc i błyskawicznie, choć nie bez walki wyciągnęli ofiarę z wody. Notabene muszę przyznać, że namiot pewnej znanej polskiej marki na literkę “M” wyszedł z opresji rewelacyjnie! Wielkie ukłony w stronę producenta, wyrób najwyższej półki! Pałąki były co prawda totalnie pogięte, ale dzięki temu, że zrobione z aluminium (bo te z włókna by się połamały w strzępy) po kilkudziesięciu uderzeniach kamieniem znów były (prawie całkiem) proste. Ten sam zefirek co nam chciał ukraść namiot pomógł go wysuszyć i dwie godziny później para miała dach nad głową. Ot taka to historyjka, z morałem, że namiot porządny dobrze mieć, a jeszcze lepiej nie pozwalać mu odlatywać :-)

Rewelacyjne "bezszlaki" Tien-szanu. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Wieczorne ogniska. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Kirgiski trekking. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl

Nie będę opisywał każdego dnia z osobna, po prostu za dużo się wydarzyło. Fotografie dadzą Wam minimalne wyobrażenie piękna. Trekking jest tak skonstruowany, że praktycznie każdy miłośnik gór, z podstawową kondycją i doświadczeniem, chociażby w naszych Beskidach - da radę. A już nasza w tym głowa, żeby było bezpiecznie i przyjemnie! Trekking trekkingiem, ale na odpoczynek też powinien być czas. Genialnym punktem programu jest Altyn Araszan. Gorące źródła na ukojenie zmęczonych mięśni. I nie jest to 5* spa. Po prostu betonowa wanna z ciepłą wodą, ale jakże cieszy, oj jak wspaniale relaksuje! Jeżeli już mowa przyjemnościach… Jesteśmy z Olą fanatykami jedzenia, dobrego jedzenia. Na wyprawie tego nie braknie. Pomimo skromnych warunków jedzenia zawsze wystarcza dla wszystkich! Jest smacznie i syto. Na czas wędrówki dostajemy pakiety, które w zupełności wystarczają. W ciągu dnia dochodzi do targów: oddam jogurt za orzeszki, a ja soczek za jabłko itp. Przed trekkingiem mamy zresztą szansą na bazarze dokupić jakieś smakołyki.

Ola i Ala Kul. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl

Po trekkingu wracamy znów do Karakolu, a następnego dnia długo wyczekiwany moment - kąpiel w kirgiskim morzu - bo tak lokalsi nazywają Issyk Kul. Jezioro ciekawe, bo nie uchodzi z niego żaden, nawet najmniejszy strumyczek, a wpada kilkadziesiąt, niektórych znacznych rozmiarów rzek i potoków. Zimą nie zamarza mimo wysokości i siarczystych mrozów - stąd nazwa - ciepłe jezioro. Woda jest krystaliczna, a na południowym brzegu spokojnie można znaleźć puściutką plażę!

Nad jeziorem Issyk Kul. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Tienszańskie serce. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
My :-) Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl

Żeby poczuć to co opisałem powyżej trzeba tam być i trzeba to przeżyć! Mimo, że z Olą wędrujemy po górach i po świecie od wielu lat, to pewne miejsca zostawiają w serduchu coś, co ciężko opisać. Jesteśmy górofilami i do gór nas ciągnie, ale do Tien-szanu jakoś tak szczególnie. Tu chodzi o atmosferę, o ciepłych ludzi, no i o widoki. Monstrualne szczyty, fenomenalnie zróżnicowane doliny, strumienie, jeziora, przestrzeń. I konie, setki koni. Stada biegające wolno, praktycznie na wyciągnięcie ręki. Są płochliwe, ale czasem zdarza się jednemu czy drugiemu zapozować do zdjęcia. Monstrualne krowy, też pasące się wolno, czasem ubarwione jakby były drapieżnymi kotami, no i barany - tysiące baranów. Nie można zapomnieć o dżejlo - ogromnych, soczyście zielonych pastwiskach, dla miejscowych miejscach “błogości”. Cała ta natura wprost prosi się żeby ją chłonąć. My jeszcze długo nie będziemy syci i wrócimy, zapewne jeszcze nie raz!

Półdzikie konie. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Tysiące baranów, zwanych baraszkami. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Ciekawskie krowy. Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl
Kirgistan w relacji Oli i Piotrka, pilotów Barents.pl

Parę słów o sprzęcie. Buty - najgorzej było by zabrać takie prosto ze sklepu. Muszą być sprawdzone, najlepiej ponad kostkę. Do tego druga para - sandały, albo zwykłe trampki. Nogi muszą odpoczywać! Co do kurtki wiadomo, że nawet najlepsze “texy” przemakają po czasie i tu z pomocą przychodzi peleryna, albo ta zwykła za 5 złotych albo coś lepszego, najważniejsze żeby była taka, która zachodzi na plecak. Warto, mimo lata, zaopatrzyć się w rękawiczki. Zdarzało nam się iść w marznącym deszczu i śniegu. Na koniec kijki trekkingowe. I tu muszę się przyznać - kiedyś byłem oponentem, wyznawałem zasadę, że no przecież kiedyś się bez kijów chodziło. Dziś nie wyobrażam sobie trekkingu bez kijów. Ola&Piter *** Zobacz szczegóły trekkingu: Trekking w Kirgistanie wśród Gór Niebiańskich

 

Autorami tekstu i zdjęć są Ola i Piotrek, piloci aktywnych wycieczek Barents.pl Ola z Piotrkiem są górofilami, jeśli nie góromaniakami :-) Jeśli więc spotkasz gdzieś na szlaku w Gruzji, Kirgistanie, Iranie czy gdziekolwiek przesympatycznych, zawsze uśmiechniętych i pomocnych ludzi, to prawdopodobnie będą to oni. Sprawdzają się w tandemie i solo.